wtorek, 23 sierpnia 2016

SPACER


  Udało mi się wyrwać na kilka dni w Bieszczady w lipcu. Oczywiście tylko jednego dnia nie padało. Poza tym pogoda była raczej stała, czyli było dość mokro i mgliście. Na szczęście w piątkowe przedpołudnie zrobiło się pięknie i słonecznie, więc postanowiłem się udać na spacer Doliną Caryńskiego, by wdrapać się na wierzchołek przepięknej Połoniny Caryńskiej i tam przenocować. Niemalże wszytko przebiegło zgodnie z planem. Niemalże, bo ok.23.00 zaczęło jednak padać i musiałem szybko się zebrać i ewakuować ze szczytu. W godzinę zszedłem północnym stokiem, po czym noc przespałem już w wygodnym łóżku w Kolibie. Był to mój pierwszy raz, gdy byłem w Kolibie od czasu jej metamorfozy i zmiany opakowania ze studenckiego na piękny góralski pensjonat. No ale może o tym miejscu innym razem. Teraz zapraszam na kilka landszaftów wykonanych ajfonem. Bo nawet normalnego aparatu ze sobą nie miałem. Zaś ten dzień i czas spędzony na nieśpiesznej wędrówce uważam za najlepszy jaki mógł być. Zero ludzi na szlaku, fajna pogoda bez upału, cisza spokój i reset totalny. 
Polecam serdecznie każdemu!