wtorek, 27 grudnia 2016

GRUDZIEŃ

 
   Była cisza, spokój, zero ludzi, fajne słońce i kilka kilometrów w nogach, do tego testy nowej wszystkoodpornej małpki. Lustrzanka to nie jest, ale nie jest też to na szczęście smartfon, generalnie mogę uznać, że jestem ze zdjęć i aparatu zadowolony, biorąc pod uwagę że w zamierzeniu ma służyć w trudnych warunkach tak terenowych jak i atmosferycznych. A jak wiadomo lepsze średnie zdjęcia z wyjazdu, gór, kajaków, wody, błota czy nawet plaży niż żadne :-) 






































































poniedziałek, 17 października 2016

IZERSKI REKONESANS




     Proszę bardzo, jak jednak spontan w życiu wychodzi. Kolejny dowód poniżej. Kiedyś nie tak dawno temu spontanicznie postanowiłem przyjechać w Góry Izerskie, dostać się na Halę Izerską i zanocować w Chatce Górzystów. Wtedy nie wyszło, bo nie znalazłem miejsc noclegowych w okolicy. Szukałem wtedy, w lipcu 2015,  już jadąc i nie mając ze sobą namiotu - musiałem szybko wtedy zmienić plan i ostatecznie udałem się w Beskid Żywiecki. Było wspaniale, przespałem się w Bacówce na Rycerzowej, Izery zostały na później. No i doczekały się. Znów spontanicznie, jeszcze bardziej chyba niż poprzednio, i tym razem bardzo krótko - tylko dojazd do Świeradowa, tam samochód na parkingu, wejście niebieskim szlakiem na Halę Izerską, bułka z mielonką popita herbatą na ławce pod Chatką Górzystów no i zejście na dół. Tak spacerowo. Wszystkiego niecałe 4 godziny w tę i z powrotem. Ale fajnie. Oczywiście zmęczyłem się dość mocno, oczywiście się spociłem i oczywiście bolą mnie co po niektóre mięśnie.Było zimno, mgliście i wietrznie na samej Hali, na dole mgliście, po drodze słonecznie, zimno i wietrznie. Całkiem fajna jesień tutaj. Rekonesans wyszedł jak najbardziej na plus i zakiełkowała we mnie chęć szybkiego powrotu tutaj w lepszą pogodę i oczywiście na trochę dłużej w celu pokręcenia się po okolicy, wejścia tu i tam i oczywiście zanocowania tu i tam.
   Czyżby jakieś biegówki zimą? ;-)















































































































































wtorek, 23 sierpnia 2016

SPACER


  Udało mi się wyrwać na kilka dni w Bieszczady w lipcu. Oczywiście tylko jednego dnia nie padało. Poza tym pogoda była raczej stała, czyli było dość mokro i mgliście. Na szczęście w piątkowe przedpołudnie zrobiło się pięknie i słonecznie, więc postanowiłem się udać na spacer Doliną Caryńskiego, by wdrapać się na wierzchołek przepięknej Połoniny Caryńskiej i tam przenocować. Niemalże wszytko przebiegło zgodnie z planem. Niemalże, bo ok.23.00 zaczęło jednak padać i musiałem szybko się zebrać i ewakuować ze szczytu. W godzinę zszedłem północnym stokiem, po czym noc przespałem już w wygodnym łóżku w Kolibie. Był to mój pierwszy raz, gdy byłem w Kolibie od czasu jej metamorfozy i zmiany opakowania ze studenckiego na piękny góralski pensjonat. No ale może o tym miejscu innym razem. Teraz zapraszam na kilka landszaftów wykonanych ajfonem. Bo nawet normalnego aparatu ze sobą nie miałem. Zaś ten dzień i czas spędzony na nieśpiesznej wędrówce uważam za najlepszy jaki mógł być. Zero ludzi na szlaku, fajna pogoda bez upału, cisza spokój i reset totalny. 
Polecam serdecznie każdemu!

























































































piątek, 29 lipca 2016

sobota, 23 kwietnia 2016

NIEWIELE




   Niecały weekend to w sumie niewiele. Biorąc pod uwagę czas podróży oscylujący w okolicach 7-8 godzin samej jazdy samochodem, plus czas potrzebny na wejście - niby tylko godzinka, czasem więcej - wtedy na Bieszczady zostaje jakieś 41 godzin. Czyli niewiele. Biorąc pod uwagę mało przyjazną pogodę, jakiś deszcz sączący się z nieba, jakieś błoto na szlaku, niemalże bez przerwy zawieszoną mgłę - znowu niewiele widać i niewiele da się korzystać z tych gór. Czyli chwil bez deszczu i mg ły jest niewiele. 
Niby wyjazd bez sensu.
   Na szczęście tylko niby. Bo tak naprawdę ma dużo sensu. A głównym jego sensem i plusem jest niewiele ludzi, którzy tam są. Czyli niewiele niechcianego hałasu, niewiele towarzystwa, niewiele irytacji,niewiele głupich pytań, niewiele szukania spokoju i miejsca ucieczki.  A właściwie to wogóle. Dlatego warto było. I każdemu polecam. Cisza, spokój, trochę melancholijnie ale jakże cicho i oczyszczająco. 


   Zdjęć zrobiłem przez to niewiele. Wręcz bardzo mało. Kilka. Z tych kilku te poniżej mogę uznać za udane. 




drewno









Chata









czajnik









Lubosz