sobota, 23 kwietnia 2016

NIEWIELE




   Niecały weekend to w sumie niewiele. Biorąc pod uwagę czas podróży oscylujący w okolicach 7-8 godzin samej jazdy samochodem, plus czas potrzebny na wejście - niby tylko godzinka, czasem więcej - wtedy na Bieszczady zostaje jakieś 41 godzin. Czyli niewiele. Biorąc pod uwagę mało przyjazną pogodę, jakiś deszcz sączący się z nieba, jakieś błoto na szlaku, niemalże bez przerwy zawieszoną mgłę - znowu niewiele widać i niewiele da się korzystać z tych gór. Czyli chwil bez deszczu i mg ły jest niewiele. 
Niby wyjazd bez sensu.
   Na szczęście tylko niby. Bo tak naprawdę ma dużo sensu. A głównym jego sensem i plusem jest niewiele ludzi, którzy tam są. Czyli niewiele niechcianego hałasu, niewiele towarzystwa, niewiele irytacji,niewiele głupich pytań, niewiele szukania spokoju i miejsca ucieczki.  A właściwie to wogóle. Dlatego warto było. I każdemu polecam. Cisza, spokój, trochę melancholijnie ale jakże cicho i oczyszczająco. 


   Zdjęć zrobiłem przez to niewiele. Wręcz bardzo mało. Kilka. Z tych kilku te poniżej mogę uznać za udane. 




drewno









Chata









czajnik









Lubosz








NA BELCE



     Nie wiem jak to się stało, ale znalazłem właśnie zdjęcia, które kiedyś przygotowałem do wrzucenia na bloga i... no właśnie, coś mi nie wyszło. Zatem zapraszam na wspomnienie lata, gdzie przy okazji kawalerskiego Stefana, a w drodze na Otryt zatrzymaliśmy się na krótki popas na kultowej dwernickiej belce. 




Zbyszek







Kaśka jako jednoosobowa mobilna brama weselna






szczęście. podwójne








Zbyszek wychwala zalety wszelakie Andrzeja








także tego







slurp




/18.07.2015/