Niecały weekend to w sumie niewiele. Biorąc pod uwagę czas podróży oscylujący w okolicach 7-8 godzin samej jazdy samochodem, plus czas potrzebny na wejście - niby tylko godzinka, czasem więcej - wtedy na Bieszczady zostaje jakieś 41 godzin. Czyli niewiele. Biorąc pod uwagę mało przyjazną pogodę, jakiś deszcz sączący się z nieba, jakieś błoto na szlaku, niemalże bez przerwy zawieszoną mgłę - znowu niewiele widać i niewiele da się korzystać z tych gór. Czyli chwil bez deszczu i mg ły jest niewiele.
Niby wyjazd bez sensu.
Na szczęście tylko niby. Bo tak naprawdę ma dużo sensu. A głównym jego sensem i plusem jest niewiele ludzi, którzy tam są. Czyli niewiele niechcianego hałasu, niewiele towarzystwa, niewiele irytacji,niewiele głupich pytań, niewiele szukania spokoju i miejsca ucieczki. A właściwie to wogóle. Dlatego warto było. I każdemu polecam. Cisza, spokój, trochę melancholijnie ale jakże cicho i oczyszczająco.
Zdjęć zrobiłem przez to niewiele. Wręcz bardzo mało. Kilka. Z tych kilku te poniżej mogę uznać za udane.
drewno
Chata
czajnik
Lubosz