W poprzednim poście obejrzeliście sobie trochę zdjęć z wycieczki na Baranią Górę. Był to super weekend w Beskidzie Śląskim, mogłoby się wydawać, że trochę nieopłacalny wyjazdowo jeśli chodzi o czas dojazdu i spędzony tam, czyli w tym wypadku praktycznie tylko sobota i niecała niedziela. Ale warto, sporo naprawdę można wycisnąć z takiego niecałego weekendu. Polecam każdemu, wychodząc z założenia że sto razy fajniej jest spędzić choćby półtora doby w górach czy gdziekolwiek poza miastem, niż te same półtora doby przesiedzieć w domu czy też robiąc wielokroć gorsze rzeczy, typu pół soboty na zakupach czy całą w Ikei pośród dzikiego tłumu.
Doskonałym tego przykładem był tydzień wcześniejszy weekend, kiedy to wycisnąłem równie dużo (a właściwie to dużo więcej) ciszy spokoju i samotności z jeszcze "krótszego" weekendu. Tym razem wyskoczyłem samotnie do Puszczy Białowieskiej. Wyjazd w sobotę rano, na 13 dotarłem do Pana Mirka na końcu świata a na pewno Puszczy, skąd godzinę później wyruszyłem na biegówkach w obsypany puchem las i do zmroku udało mi się przejechać jeszcze dobre 20km, ciesząc się brakiem obecności jakiegokolwiek stworzenia, cudnym słońcem, którego według prognoz miało nie być i niewiarygodną wręcz ciszą. Totalną. Nieprzeniknioną. Zero odgłosów poza tymi wydawanymi przeze mnie, przez narty i przez chyba mocno oszołomiony tym odczuciem własny umysł. To był dla mnie szok. Zapomniałem już jak to jest w zasypanym grubą warstwą śniegu lesie.
Nazajutrz po porządnym wyspaniu się (jak to w chałupie we wsi na końcu świata - cisza i nieprzenikniona ciemność, spałem jak niemowlę do niewyobrażalnej chyba 9. godziny. Troszkę tu oczywiście pomógł Mirkowy bimber, ale bez przesady ;-)... Spokojne śniadanie, kawka i znów w las. Tym razem już mniej przyjemnie pogodowo, wietrznie, mgliście ale niezwykle klimatycznie. Kolejne kilka godzin w Puszczy, kilkanaście kilometrów przejechane i po spokojnym obiedzie wieczorny powrót do domu.
I co? Niby się nie opłaca wyjeżdżać praktycznie na dobę? Jak to się nie opłaca? 3,5h jazdy samochodem z Warszawy, ląduje się na końcu Polski, i ma się dobre 2 razy po 5 godzin na aktywności. Jeśli pod uwagę weźmiemy nie zimę a inne pory roku to czas ten wydłuża się niemal dwukrotnie. Kupa czasu! Także nie ma to tamto - warto się ruszyć. I zresetować. Totalnie wyciszyć i przez kilkanaście godzin dać mózgowi odpocząć od tych wszystkich bodźców, którymi jest nieustannie atakowany z każdej strony.
Polecam.
Tony Halik
|
wyjeżdżałem z Warszawy mając odwilż, deszcz i kilka stopni na plusie. Na szczęście w miarę zbliżania się do Puszczy było coraz lepiej ze śniegiem |
|
Soljanka w hajnowskiej Babuszcze najlepiej nastroi na pobyt w lesie |
|
no i już |
|
dużo ciszy |
|
dużo klimatu |
|
dużo przestrzeni |
|
klimatu sennej puszczańskiej wioski nic nie zastąpi. Zwłaszcza zimą jest spokojniej niż zazwyczaj |
|
i zaraz przestrzeń zamieni się w gęstwinę leśną |
|
w ogóle to w sobotę było strasznie kontrastowo na zewnątrz - aż oczy bolały. Na szczęście miałem okulary |
|
a jak wyszło słońce - ech to dopiero było przyjemnie |
|
aczkolwiek cisza wciąż niezmącona |
|
skoro już się przewróciłem to postanowiłem poleżeć i odpocząć chwilę |
|
niby taka prosta to nuda... a gdzież tam! |
|
cisza i spokój już czwartą godzinę |
|
no, taki łyczek smorodinówki dla kurażu to fantastyczna sprawa |
|
zmrok w Puszczy zapada dość szybko i trochę niespodziewanie |
|
choć "na zewnątrz" można jeszcze złapać przez jakiś czas resztki dnia |
|
ostatnia kawka i do domu... ech... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz